Kolejna bitwa za nami.
Tym razem na opuszczonym cmentarzysku spotkały się zaciężne oddziały Zygfryda Chełpliwego oraz ożywieńcy Lorda Mikaela.
Zacięta walka trwała do ostatnich chwil.
Wzajemne podchody i blokowanie sprawiały, że wynik nie był pewny do końca
(a nawet po końcu, gdyż musieliśmy konsultować po bitwie jak interpretować daną sytuację).
Na koniec jednak znów triumfował Zygfryd niewątpliwie Piękny.
Jego oddziały zdołały wyprowadzić z pola bitwy jedno z ciał i tym samym zdobyć kolejne ślady w poszukiwaniu Kamienia.
Mikael natomiast zadał bolesne straty i na pewno powróci jeszcze bardziej zły i jeszcze bardziej mroczny!
Oddajmy jednak głos naszemu niezrównanemu viktorowi: Zygfrydowi zwanemu Niezwyciężonym:
Noc była jasna, świecił księżyc w pełni i zanosiło się na to, że nie będę musiał czekać do rana z rozkopaniem grobów. Nie zdziwiłem się, że na cmentarzu czekała na mnie duża ilość trupów. Znacznie bardziej rozstrajał mnie fakt, że się one poruszały i nadchodziły z jego drugiej strony zamiast (co jeszcze jakoś bym zrozumiał) grzecznie wychodzić z trumien i rodzinnych krypt. Wyglądało na to, że bez walki nie uda mi się zbadać zawartości grobowców, o których opowiadał ten minstrel. Do sprawy należało podejść systematycznie i bez paniki. Spodziewając się, że żądna krwi i mózgów horda jeszcze świeżych truposzy i czegoś, co wyglądało na ścierwojady czy ghule rzuci się na moje szeregi w bezmyślnym szale zastosowałem taktykę zbliżoną do tej, która dała mi zwycięstwo z starciu z wilkoczłekami. Wysłałem Wydziedziczonych lewym skrzydłem, moich konnych arkebuzerów prawym, nieco z tyłu ustawiłem moich strzelców z kuszami i rusznicami, a sam zacząłem posuwać się środkiem za czworobokiem pikinierów.

Już na wstępie sytuacja okazała się inna od oczekiwań - tłumy umarlaków zatrzymały się na skraju lasu i sprytnie postanowiły trzymać się poza zasięgiem mych śmiercionośnych grotów i kul. O dziwo, jedynym, który ruszył pełnym pędem naprzód, był ów samotny jeździec. Ale cóż to był za pęd! Zdawał się płynąć czarną smugą, rozmywać i niemal płynąć w powietrzu. Salwy moich muszkieterów, które powaliłyby rozpędzonego niedźwiedzia, trafiały w przestrzeń, którą właśnie opuścił lub rozpływały w otaczającej go aurze mroku... Stwierdziwszy, że jego ewidentne szczęście nie może potrwać długo, pozostawiłem go strzelcom, a sam zostawiłem go za plecami i popędziłem za arkebuzerami, którzy na mój rozkaz już od pewnego czasu ostrzeliwali ghule, trzymając się w bezpiecznej odległości, a jednocześnie zbliżając do pierwszego z interesujących mnie grobów.
Okazali się warci zaciągnięcia tej drobnej pożyczki, działali jakby byli na polowaniu, kolejne wystrzały powalały jednego ścierwojada za drugim, wyrywając w ich ciałach dziury o poszarpanych krawędziach, a oni tylko w biegu spokojnie ładowali kolejne kule do luf, podsypywali prochu i przykładali lont raz po raz. Uznawszy, że moje wsparcie i dodające otuchy okrzyki nie są im potrzebne i widząc, że bezradne ghule zaczynają w końcu wahać się i ulegać zwierzęcemu instynktowi ucieczki. postanowiłem obejrzeć się za siebie, by zobaczyć czy ten cały samotny jeździec również zakończył swój niby-żywot z kulą w czaszce...

(...)
Gdy doszedłem do siebie okazało się, że moi dzielni żołnierze utrzymali zwartość i dyscyplinę mimo mojego niepowodzenia. Konni arkebuzerzy oskrzydlili hordę zombich, dając pikinierom czas na pośpieszne podważenie drzewcami włóczni płyty nagrobnej i wyniesienie trumny, którą czterech ludzi niosło odtąd w środku ich szyku. Następnie wraz z wydziedziczonymi natarli na niemrawych truposzy, którzy wreszcie wyszli z lasu, robiąc z nich niezbyt apetyczne szaszłyki i rozbijając doszczętnie całą grupę. Gdy tylko udała się ta sztuka, cała grupa wycofała się wraz z truchłem, odpierając jeszcze ataki owego jeźdźca. Niestety jednocześnie kusznicy, którzy bez rozkazu ruszyli naprzód i połasili się na bogactwa, które wedle plotek znajdowały się w grobowcach, padli ofiarą wężostwora i jego kościstego pana, przypłacając swą chciwość życiem. Pewna część mojej duszy zauważyła nie bez satysfakcji, że w takim razie nie będzie trzeba im już płacić.
Całą radość z tego, że uszedłem z życiem i jednocześnie z zawartością jednego z grobów, mąciła mi utrata Orkana oraz to, że przypomniałem sobie te bezgłośne słowa bladego rycerza - "Ciebie zostawię sobie na deser".
Wyniki:
VP: KoM 4, Undead 0
BP: KoM 5, Undead 3

KoM, tabelka wygranych (1), W uznaniu bojowych czynów odział Karabinierów otrzymuje status
Legendarny. Niestety, jednocześnie zbytnia pewność siebie, wodza naczelnego (najpewniej od tych wszystkich komplementów :P) powoduje, że w następnej bitwie przeciwnik KoM zyskuje Vicious na wszystkich oddziałach..
Undead, tabelka przegranych (2) - 75pts do rozpy
Dodatkowo dowódca KoM Zygfryd, padł w boju na skutek konfrontacji z Vampierzem.
Zebrał się po bitwie, ale bolesna kontuzja i obtarcia na pośladkach sprawią, że w następnej bitwie będzie miał - 1 do Melee.
A poniżej jeszcze kilka zdjęć. Wyjątkowo klimatycznych :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz