Wyniki

Starcia i zmagania ośmiorga łapserdaków spod ciemnej gwiazdy, o przeroście ambicji i możliwościach wciąż niewielkich, za to sercach czarnych i woli niezłomnej, oraz ich poszukiwaniach tajemniczego Kamienia, który los ich zmienić może!
Lub nie.

Wyniki:
VP BP

1. Zygfryd - KoM 59 45
2. Grom-Gil-Gorm - Varangur 48 44
3. Cisza - Abyssals 19 25
4. Czarci Chrust - Stalkers 15 30
5. Wanda - PsiOgry 13 21
6. Wronik Miedziodrap - Ratkins 12 16
7. Lord Mikael - Undead 11 27
8. Azrak - Abyssal Dwarfs 3 33


środa, 14 września 2016

S01E03 - Zygfryd vs Wanda

Kolejna bitwa za nami!
Tym razem trochę przypominała ona partię szachów.
Obie strony próbowały wypracować sobie jak najlepszą pozycję, manewrując w okół sceny i wstrzymując się z decydującą szarżą do ostatniej chwili.
W końcu jednak los uśmiechnął się do Zygfryda, który swym światłym przykładem poprowadził siły Wydziedziczonych do zwycięstwa!
Historia przyzna jednak skromny laur także i Wandzie, która przyjęła na siebie szarżę oddziału Ciężkich Pikinierów, a i tak wystała! Niestety przyjęła także 3 inne szarże w trakcie całego starcie, więc efekt finalny był nie za wesoły ;P


Oddajmy jednak głos Zwycięskiemu Zygfrydowi:

Dynie, wszędzie dynie. Okolica wyglądała tak, jakby miejscowi nie żywili się niczym poza dyniami, budowali z nich domy, pili sok z dyni w naczyniach z dyni i jedli zupę dyniową na śniadanie, obiad i kolację.
Na początku miało to nawet swój urok, ale od kiedy moi żołnierze zaczęli sikać na pomarańczowo stwierdziłem, że nie przybyłem tu po to, by się objadać, lecz by znaleźć sposób na odzyskanie mego należnego dziedzictwa.

Większość wiosek była opustoszała, zaś stare kobiety, które w nich pozostały, snuły opowieści o najważniejszym wydarzeniu roku, Święcie Dyni oczywiście, na które udała się większość populacji. Wyglądało na to, że będzie to właściwe miejsce by zasięgnąć języka - ktoś musiał słyszeć o owym mitycznym Kamieniu, o którym bajał bard, a cała starszyzna z powiatu zgromadzi się zapewne w jednym miejscu.

Już miałem kazać dąć w trąby i rozwijać sztandar Waldenburgii by obwieścić swoje przybycie na obszerną, okoloną lasem, polanę, na środku której odbywały się uroczystości, gdy z przeciwległego jej krańca rozległo się przeciągłe wycie. W oddali, w oparach porannej mgły, zamajaczyły sylwetki stworów, które można byłoby uznać za wilki, gdyby nie chodziły na tylnych łapach i nie trzymały w przednich potężnych toporów!
Z postury przypominały raczej niedźwiedzie niż wilki, ale podłużne pyski i urywane szczeknięcia i skowyt, przy pomocy których najwyraźniej się porozumiewały, nie pozostawiały wiele wątpliwości co do ich natury.

Wieśniacy zaczęli w panice pierzchać na wszystkie strony podczas gdy zacząłem rozwijać szyki, nie miałem czasu na namysł, okoliczny pagórek wydawał się właściwy dla kuszników, moich ciężkozbrojnych towarzyszy losu wysłałem lewym skrzydłem, a sam poprowadziłem pikinierów na wprost, w kierunku stołów zastawionych dyniami wszelakich rozmiarów, które niczym ołtarz zajmowały środek polany.


W miarę jak nasze linie zbliżały się do siebie, dostrzegłem, że wilków jest garstka, ale każdy z nich mógłby potężnymi łapskami rozszarpać rumaka na pół. Postanowiłem zbliżać się powoli, postępując za najeżonym ostrzami czworobokiem moich pikinierów. Ci zwarli szeregi, połączyli tarcze i krok po kroku następowali. Wilki nie czekając na zaproszenie rzuciły się na nas, ale wbrew moim przewidywaniom nie zrobiły tego bezmyślnie, z furią, lecz w sposób przewidziany, zaczęły okrążać pikinierów, szukać słabych punktów, zauważyłem, że całością ich sił kieruje jakaś wyższa inteligencja, panująca nad prostym instynktem.  Tuż za truchtającymi w pierwszej linii wilczurami, nieco na uboczu, krążyła i wydawała komendy drobniejsza od reszty, wyróżniająca się jaśniejszą sierścią samica...


Żałowałem potem tego, co zrobiłem. Kiedy już ochłonąłem z bitewnego wytężenia wszystkich sił i zmysłów uświadomiłem sobie, że moja przygoda mogła się zakończyć zanim się na dobre rozpoczęła. Co skusiło mnie by samotnie rzucić się na tę wilczycę? Na co liczyłem lecąc na złamanie karku, wymijając w pędzie jej dzierżących topory towarzyszy i zostawiając daleko w tyle kuszącego bezpieczeństwem żółwia z włóczni i tarcz?
Dopadłem ją, jakimś niezwykłym wyczynem mojego wiernego Orkana było to, że dosięgłem jej i zacząłem siec, kłuć i rąbać na oślep, wprowadzając zamęt w wilczych szeregach, które nie spodziewały się takiego przejawu brawury, ale i głupoty zarazem. Wilczyca wymknęła mi się niemal natychmiast, krwawiąc z kilku drobnych ran, za to jej wilki zaczęły mnie otaczać i koniec zdawał się bliski...

Na szczęście mój idiotyczny wybryk zainspirował moich pozbawionych przywództwa towarzyszy do pośpieszenia mi z odsieczą, niewątpliwie klęli pod nosem na moją nadmierną skłonność do poszukiwania chwały za wszelką cenę. Wydziedziczeni, których wcześniej wysłałem lewym skrzydłem, zrównali się ze mną i wspólnie rzuciliśmy się na wilczury próbujące bezskutecznie obrzucać nas jakimiś jarzącymi się kamieniami, które nieśli w kociołkach. Nie mieli jednak sposobu by bronić się przed ostrymi grotami lanc, za którymi stała cała siła i masa galopujących ogierów zakutych w ciężkie zbroje! Tak właśnie powinna wyglądać wojna! Gdy tylko ich stratowaliśmy zawróciliśmy zaraz w kierunku ław z dyniami, gdzie jak się okazało wilki z toporami, kierowane dziką furią, choć przeszyte niejednym grotem z kuszy, zdołały jednak przedrzeć się przez las ostrzy i niemal rozbiły pikinierów, którzy już w sposób widoczny tracili ochotę do dalszej walki. Towarzyszyła im wilczyca, łypiąca złowrogo na wieśniaków kryjących się pod stołami - czyżby miała wobec nich jakieś plany?

Przybyliśmy w samą porę, ponownie zagłębiając lance po rękojeść w gęstych futrach potężnych bestii. Tym razem nawet ich surowa siła i nieczułość na ból nie mogły im pomóc. Uniesieni naszym przykładem pikinierzy ponownie zwarli szeregi i natarli na wilki, zakłuwając je bezlitośnie - żeby to sobie wyobrazić trzeba było to widzieć. Wspomnę tylko, że nie dało się później nawet zrobić trofeów z ich skór, bo nie było tam ani kawałka, który by nie był dziurawy. Jedynie wilczyca zdołała ponownie umknąć do pobliskiego lasu, brocząc obficie z ran i wyraźnie kulejąc, ale coś mi mówiło, że nie widzę jej ostatni raz...


Pozostało tylko przyjąć podziękowania od uratowanego chłopstwa, które uraczyło mnie kolejnymi potrawami z dyni, o których istnieniu nie miałem pojęcia (nawet wódkę z tego robią!). W trakcie rozmowy udało mi się zręcznie skierować jej tok w stronę ostatnich wydarzeń i magicznych Kamieni i moje nadzieje się spełniły - mam kolejny trop!



Wyniki:
VP: KoM 5, PsiOgry 0
BP: KoM 5, PsiOgry 1

Strefa pomeczowa:
KoM - Vicious, dla Zygfryda
PsiOgry - w następnej bitwie losowy nieLegendarny regiment jest Yellow-belled.

Dodatkowo dowódca PsiOgrów - Wanda, padła w boju.
Pozbierała się ale rany trwale uszczuplą jej sprawność (Melee -1, Range -1).


AUUUUUUUU!!!!
     Wanda, tuż przed bitwą 

...ał ał... oj....

      Wanda, chwilę po bitwie.

I jeszcze kilka zdjęć:











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz